-Stefan, ciebie to już do reszty pogięło?- wściekła dziewczyna usiadła na łóżku, a nad nią stał chłopak z plastikowym wiadrem w ręce. Już pustym wiadrem.
-Mówiłem ci od dwudziestu minut, żebyś wylazła w końcu z tego łóżka. A skoro ty nie chciałaś wyjść to musiałem użyć radykalnych środków. Mogłaś wyjść po dobroci, chciałem cię zabrać na trening. Masz dwanaście minut na ubranie się, umalowanie, zjedzenie śniadania i co ty tam jeszcze robisz.
-I wyschnięcie.
-Nie musisz. Jest bardzo ciepło.-usiadł obok niej.
-Ale Stefan, czego ty nie rozumiesz, że ja nie chcę nigdzie iść?-zapytała spokojnie.
-Dlaczego?
-Bo..bo...bo ja nie chcę. On tam będzie. - chłopak się zaśmiał.
-Nie chcesz tam iść, bo będzie facet, w którym moja mała Anna się kocha?
-Ciii...moja mama jeszcze usłyszy lub co gorsza mój brat.
-Dobra. Mam dla ciebie dobre wieści. Nie będzie go na treningu, bo jest chory.
-Jesteś pewien?
-Tak. No chyba z gorączką nie przyjdzie.
-A kto go tam wie.
-Nie mam sił do ciebie. To będziesz go unikać jak ostatnie trzy miesiące. Ruszaj to swoje leniwe dupsko, bo się spóźnimy i to ja będę ponosił konsekwencję twojego lenistwa moja, droga Anno.
-Niech ci będzie. Już się ubieram. Jak bardzo jest ciepło?
-No, dość bardzo. Mamy przecież sierpień. Czy ty myślisz?
-Dzięki. Miły jesteś.- i wyszedł, a Anna na najszybszych obrotach szykowała się, żeby skoczek miał jak najmniejsze spóźnienie. Po nie całych dziesięciu minutach była gotowa. Zeszła na dół do kuchni i widok, który ujrzała zaskoczył i zdenerwował ją, bowiem jej przyjaciel...siedział na stole w jednej ręce trzymając szklankę z sokiem jabłkowym, a w drugiej wielką kanapkę, która składała się z dwóch kromek ciemnego chleba, pomiędzy nimi były dwa plasterki sera, dwa liście sałaty, dwa plasterki wędliny, pomidor i chyba plasterki ogórka*, bo jeden z nich spoczywał na niebieskich spodenkach chłopaka.
-Co ty robisz?!
-Jem?-ugryzł kanapkę, a z drugiej strony wyleciał plasterek pomidora.
-I ty mówisz to tak spokojnie?
-Ymm..tak?
-Ale przecież masz trening za chwilę! Ruszaj to swoje głupie dupsko z mojego stołu!
-Bo wiesz jest taka malutka sprawa.-powiedział i ponownie ugryzł swoją kanapkę, lecz tym razem nic z niej nie wypadło.
-Jaka?-wysyczała przez zęby wściekła brązowooka.
-Trening mam dopiero za godzinkę.
-I tak nagle ci się tak przypomniało?
-Jak zobaczyłem twojego kłosa, a właściwie kłoso-podobne coś.-dziewczyna prychnęła podeszła do chłopaka, wyrwała mu z ręki swoją kanapkę i dała swojemu dwuletniemu owczarkowi podhalańskiemu, którego dostała od babci pół roku temu na swoje urodziny.
-Coś ty zrobiła? Powiem wszystko twojej mamie!
-Mów co chcesz. Mam to gdzieś. Tak jak ciebie i te twoje pieprzone treningi!-wyszła z domu trzaskając drzwiami. Strasząc tym samym psa.
-Co my z nią mamy Bary?-zszedł ze stołu, pogłaskał psa i wybiegł za przyjaciółką. Zobaczył otwartą furtkę, wybiegł na chodnik lecz jej nie widział, ani po lewej, ani po prawej. Wsiadł w samochód i ruszył w stronę skoczni, ponieważ spodziewał się, że skierowała się właśnie tam.
***
Widziała jak wybiegł za nią z domu. Jak wybiegł na ulicę. Jak się rozglądał. Jak wsiadł w samochód. Jak odjechał. A wystarczyłoby gdyby tylko poszedł do ogródka. Spojrzał na huśtawkę. Zobaczył ją. I jej łzy. Nie wiedziała dlaczego tak się zachowała. Nie wiedziała dlaczego krzyknęła na niego. Owszem, wkurzył ją z tym treningiem, ale nie pierwszy raz tak zrobił. Przecież to nie jego wina. Przecież to nie jego wina, że on napisał sms-a czy będzie na treningu. To nie on zapytał się czy chce poznać jego dziewczynę. To nie on skradł jej serce nie będąc tego świadomym. To nie jego kocha miłością tak jak kocha jego. To nie on nazywa się Michael Hayboeck. Zeszła z huśtawki. Postanowiła pójść na skocznię, w końcu nie miała tak daleko. Przecież mieszka w Innsbrucku. Zna każdy zakamarek tego miasta. Wyszła na ulicę. Szła dość szybko. Była już prawie pod skocznią. Stefan z Gregorem zauważyli ją i pomachali do nich. Anna odmachała im. Obejrzała czy nic nie nadjeżdża z żadnej strony cztery razy. Zawsze tak robiła. Chciała mieć pewność, że nic nie nadjeżdża. Była już prawie po drugiej stronie, gdy zauważyła jego z jakąś rudą dziewczyną. Zatrzymała się. W jej oczach stanęły łzy. Usłyszała krzyk Gregora. Spojrzała mu w oczy. Uśmiechnęła się do niego. Potem był ból. A po chwili ciemność. W której przez chwilę krzyczącego Gregora, że to jego wina. A po chwili nie było nic. Była tylko ciemność.
***
Szła przez zieloną przez pole, na którym było pełno tulipanów. Żółtych tulipanów. Jej ulubionych kwiatów. Zerwała jednego. Ruszyła dalej. Zobaczyła Gregora. Siedział na jasnobrązowej ławce. Taka jak u niego przed domem. Zawsze gdy była u niego siedzieli tam i rozmawiali po kilka godzin. Nie patrząc na godzinę. Nie patrząc na porę roku. Podeszła bliżej. Po jego policzkach płynęły łzy. Obwiniał się za ten wypadek. Uważał, że to jego wina. To nie była jego wina. To była wina kierowcy. Na pewno nie jego. Na pewno nie jej kochanego Gregorka. Bała się o niego. Dwa dni po jej urodzinach umarła Sandra. Jego kochana Sandra, która była całym jego światem. Zginęła w wypadku. Jechała samochodem do swoich rodziców. Gregor był w tym samym czasie na konkursie. Dowiedział się dopiero, gdy wrócił do domu. Dwa tygodnie po jej pogrzebie. Załamał się. Pomogła mu Anna. Jego kochana, wkurzająca Anna. Gdyby nie ona, jego prawdopodobnie też już nie było. Ale miał rodziców, Lucasa, Glorię, przyjaciół z Kadry, Morgiego i Annę. Bardzo mu pomogli. Skakał dalej. Nie chciał jej zawieść. A gdyby przestał skakać Anna zrobiła by chyba wszystko co byłoby możliwe, żeby skakał. Szczerze mówiąc to się jej bał. Tak jak Kofler. I Morgi. Ale ten tylko troszkę. Podeszła bliżej. Usiadła obok niego. Dotknęła jego ramienia, a ten odwrócił się w jej stronę uśmiechnęli się do siebie. Przytulił ją. Ona przytuliła się do niego. Siedzieli przytuleni do siebie przez jakiś czas. Ponownie spojrzeli sobie w oczy. Poczuła jego usta na swoich. Znowu przyszła ciemność.
Czuła na swoich ustach czyjeś usta. Z ogromnym trudem otworzyła oczy. Poraziło ją światło. Zamknęła oczy. Nie czuła już ust. Otworzyła ponownie oczy. Światło już tak nie raziło. Zobaczyła tak bardzo jej znane brązowe oczy. Pełne ciepła, czułości, radości oraz miłości. Zawsze tak na nią patrzał. Tak inaczej. Inaczej niż on. Zdała sobie sprawę z pewnej rzeczy. To nie Michi jest nim. Już nie jest. A może nigdy tak nie było? Może to sobie wmówiła? To nie ważne. Ważniejsze jest teraz to, że on, Gregor jest przy niej. I wpatruje się w jej twarz z uśmiechem.
-Co ty się tak do mnie uśmiechasz co?- zapytała przymrużając oczy.
-A nie nic. Cieszę się, że jesteś tutaj. Ze mną. Przytomna. Uśmiechasz się. Rozmawiasz ze mną. Stroisz te swoje miny. Rumienisz się tak jak teraz. Bałem się o ciebie.- uśmiechnął się, a łzy zaczęły gromadzić się w jej oczach-Powiedziałem coś nie tak?-spytał wystraszony. Anna zaczęła się śmiać, a ten patrzał na nią z coraz większym zdziwieniem.
-Nie. Kochany jesteś wiesz?
-To, to ja wiem.- ziewnął.
-Ile tu spałam?
-Dwa dni.
-Dlaczego nie spałeś od dwóch dni?
-Dlaczego uważasz, że nie spałem od dwóch dni?
-Po pierwsze jesteś tak samo ubrany, po drugie twoje oczy błagają o sen, a po trzecie ziewasz jak stary koń. Zawsze tak ziewasz, gdy długo nie śpisz.
-Przed tobą nic się nie ukryje.
-Która jest godzina.
-Dwudziesta osiem. Godzinę temu był obchód.
-To bardzo dobrze.
-Czemu?
-Bo pójdziesz spać.
-Ale ja nie mam zamiaru się stąd ruszać. Nie będziesz tu sama.
-A moja mama?
-Wyszła zaraz po obchodzie. Ja ci przypominam, że masz siedmioletnią siostrę.
-Gregor, debilu, ja wiem o tym doskonale.
-Nie dawno się obudziła i już wyzywa od debili. Co za kobieta.
-Kobieta twojego życia.
-Tssaa...na pewno. Zwłaszcza, że mnie obrażasz.
-Nie gadaj już tyle, tylko kładź się obok mnie, bo ci miejsce stygnie.
-Pewnie. Co?
-Skoro twierdzisz, że i tak nie pójdziesz,a spać musisz to będziesz spał ze mną.
-W sumie to czemu nie?
-Tylko buciory ściągnij.
-Już, już.-zaśmiał się wchodząc na łóżko, wcześniej zdejmując buty i bluzę.
-Nie śmiej się ze mnie.
-Dobrze.-przykrył się kołdrą. Ułożył się wygodnie. Wpatrywali się w swoje twarze.
-Gregor?
-Tak?
-Przytulisz mnie?
-Pewnie, w końcu jesteś kobietą mojego życia.-powiedział przyciągając ciało dwudziestolatki do siebie.
-Nie nabijaj się ze mnie Schlierenzauer, bo pożałujesz.
-Kocham te twoje groźby.-zaśmiał się.
-Och, zamknij się, bo chcę spać.
-Dobrze. Dobranoc.
-Dobranoc.- zamknęli oczy i po chwili oboje spali.
***
I tak o to tak wygląda jedynka.
Jestem w tego zadowolona. Nie miałam serca zabić Anny.
Zważając na to, że jest to trzecia wersja i zupełnie inna od poprzednich.
W pierwszej części tuż na początku rozdziału zabiłam Stefana. Nie byłam wstanie tego opublikować.
Na drugiej wersji tuż na początku złapałam dziurę. Nie miałam kompletnie planu na dalszą cześć.
Na samym początku nim miał być Poppinger. Ale w trakcie pisania rozdziału zmieniłam zdanie. Przez śmierć Stefana, a właściwie jej brak muszę zmieniać dwa następne rozdziały, które były już gotowe i tylko wystarczyło kliknąć "Opublikuj" ale plany się zmieniły i muszę pisać jeszcze raz. Będzie jeszcze max 5 rozdziałów+epilog. Postaram się skończyć tego bloga do września, ale ja to ja i pewnie będzie dłużej.
Chciałabym bardzo podziękować mojej kochanej, wrednej Miśce, dzięki niej jest ten rozdział, bo dała mi kopa i to dość solidnego, żeby napisać tą jedynkę.
Nie będę przedłużać.
Miłego czytania :)
GosiaczeK
wtorek, 18 sierpnia 2015
czwartek, 6 sierpnia 2015
Prolog
Przyjaźń.
Przyjaciel.
Przyjaźń damsko-męska.
*****************
Witam!
I tak o to tym prologiem rozpoczynamy historię Stefana i Anny.
Postaram się jak najczęściej dodawać rozdziały.
I to byłoby na tyle.
GosiaczeK
Niby wiemy co to jest. Ale ciężko jest zdefiniować.
Przyjaciel.
Jest to nie wątpliwie jedna z najważniejszych dla nas osób. Jest jak rodzina. Jest jednocześnie: matką ,ojcem, bratem, siostrą ,babcią ,dziadkiem. Zna nas jak nikt inny.
Przyjaźń damsko-męska.
Dla większości nie ma racji bytu. Dla większości i tak skończy się tym ,że ktoś jedno prędzej czy później i tak się zakocha. A mniejszość... Jak ona uważa.
Tak na prawdę w tej przyjaźni jest bardzo cienka linia pomiędzy prawdziwą przyjaźnią ,a prawdziwym zakochaniem.
Ale jak to na prawdę jest nie wie nikt.
Jedne trwają latami. Nawet całe życie.
A inne kilka tygodni. Miesięcy. Lat. Do czasu. Do czasu.
*****************
Witam!
I tak o to tym prologiem rozpoczynamy historię Stefana i Anny.
Postaram się jak najczęściej dodawać rozdziały.
I to byłoby na tyle.
GosiaczeK
Subskrybuj:
Posty (Atom)